piątek, 13 lutego 2015

Prolog


     Siedziałam w pokoju i słuchałam muzyki. Było już późne popołudnie. Czekałam, aż mama wróci z pracy bym mogła wyjść z domu. Leżałam bezcelowo na dywanie w środku mojego pokoju myśląc o zaczynającym się weekendzie. Tak, był piątek pierwszego tygodnia maja, była wiosna czyli pora roku, którą kochałam (oprócz lata, kiedy były wakacje). Wtedy było tak pięknie, wszystko rosło, kwiaty kwitły i było genialnie. Tylko że ta pora roku w ogóle nie pasowała do mojego charakteru. Nie byłam osobą ponurą czy wiecznie smutną, po prostu byłam inna niż reszta dziewczyn z mojej szkoły. Może dlatego właśnie nie miałam przyjaciół. Jedyną osobą, z którą rozmawiałam w szkole był Michael. Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, może dlatego że nasi rodzice się znali. Od kiedy pamiętam wszędzie jeździliśmy razem. Na wakacje czy ferie, zawsze z rodzicami Michael'a i rodzicami mojej najlepszej przyjaciółki Susan. Teraz było dużo inaczej. Dwa lata temu Susan pojechała z rodzicami i ich znajomymi nad jezioro, było lato i dopiero zaczynały się wakacje. Ja niestety byłam wtedy chora i zostaliśmy w domu. Susan pływała w wodzie z kolegami i robili różne konkursy- jednym z nich był konkurs na popłynięcie jak najdalej brzegu co skończyło się dla niej tragicznie. Płynęła już dość długo i bardzo daleko od brzegu gdzie nie było płytko, zmęczyła się i próbowała zrobić sobie przerwę. Niestety nie starczyło jej sił, żeby dopłynąć do najbliższego mostka. Susan topiła się i nikt nie był w stanie jej pomóc, zanim ktoś zdążył do niej dopłynąć, było już za późno. To były najgorsze wakacje dla mnie i Michael'a. Nigdzie nie chcieliśmy jechać bez niej... nie było już tak samo. Po stracie najbliższej mi przyjaciółki załamałam się i straciłam chęć do życia, może właśnie przez ten wypadek popadłam w straszny nałóg- samookaleczanie się. To stało się dla mnie codziennością, od tamtego czasu nie byłam już tą samą osobą. Nie mogłam się przywiązać do żadnej innej przyjaciółki, po prostu nie umiałam. Zawsze jak wracałam myślami do tego zdarzenia nabierała mnie ochota do kolejnego cięcia się, na początku były to małe rany. Te też nie były jakieś bardzo duże, ale były.
Teraz także miałam potrzebę spotkania się z żyletką. Ściągnęłam słuchawki, wstałam z dywanu i poszłam do łazienki. Nikt oprócz mnie nie wiedział o ranach, ukrywałam to bo się wstydziłam. Usiadłam koło umywalki, wyciągnęłam z apteczki to, co było mi teraz potrzebne. To było tylko lekkie pociągnięcie żyletką po lewej ręce, a skończyło się tym, że zrobiło mi się nadzwyczajnie słabo. Oparłam głowę o prawą rękę, która leżała na umywalce, lewa ześlizgnęła się i została na moim kolanie. Żyletka wypuszczona z dłoni wpadła do umywalki, a ja nie pamiętałam już co było dalej, straciłam przytomność oparta bezwładnie o ścianę...

4 komentarze:

  1. Pierfszy komentarz MadaFaka!
    Ja wcale nie namawiałam cię, abyś stworzyła tego bloga... ja wcale nie wiem co będzie dalej xD
    Ale... to jest smutny prolog, a ja tu "xD" wypisuje
    Jestem nienormalna hehe
    Dobra, standardowo:
    Pozdrawiam, weny życzę i czekam na nexta ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super prolog! Ładnie piszesz i w ogóle, ciekawy pomysł
    Nie znam się na tym całym "blogowym" języku, więc powiem ci tylko, że zzachęcam cię do pisania i z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Layout by E(L)MO ღ