środa, 29 lipca 2015

Rozdział 7 - Zabierzcie mnie stąd!

3 komentarze // Dodaj komentarz (+)
  Ze snu (EDIT: koszmaru) wybudziła mnie Natalie oraz siedząca obok niej Victoria. Cała byłam mokra, trzęsłam się niemiłosiernie. Na szczęście byłam w objęciach Natie. Vic spokojnie przeczesywała moje włosy ręką.
- Ja widziałam jak ona umiera! Nie byłam w stanie jej pomóc! Nikt nie chciał jej pomóc... o-ona płakała!- szlochałam głośno nie przestając się trząść.
- Ja słyszałam jak woła o pomoc. Widziałam jak umierała!- zamknęłam oczy i nabrałam powietrza, by się opanować.
- Po tym jak umarła, słyszałam jej głos... mówiła do mnie.- Nadal byłam w objęciach Natalie jednak odsunęłam się od niej. Spojrzałam na nią, po jej policzkach także spływały łzy. Victoria przysunęła się bliżej.
- Co mówiła?- zapytała.
Wzięłam głęboki oddech i powtórnie zamknęłam oczy.
- Pytała dlaczego nikt jej nie pomagał..., że umarła w cierpieniach.- starałam się być opanowana, jednak do końca mi się to nie udało.
- To był najgorszy koszmar, jaki kiedy kiedykolwiek miałam.
- Gdybyśmy Cię nie obudziły, przyszliby po Ciebie... już pierwszej nocy.- zaczęła Natalie.
- A to bardzo, bardzo źle. Zostałabyś spisana i mogliby Ci zmienić pokój.
Zakryłam twarz rękoma, musiałam przeanalizować kilka spraw.
- Dziękuję Wam, naprawdę Wam dziękuję.
- Na nas zawsze możesz polegać.- odpowiedziały, po czym mnie przytuliły.
- Jestem zmęczona... już wszystko dobrze, możemy położyć się spać dalej.
Tak naprawdę, nie potrzebowałam snu... o nie. Potrzebowałam pobyć sama ,z moją przyjaciółką... niestety znowu.
- Tak, tak... na pewno jest ok?- zapytała Victoria.- Zaśniesz teraz?
- Zasnę, jestem zbyt zmęczona. Jest ok.
  Skłamałam, znowu... a jak one mi zaufały? Co jak się dowiedzą, że je oszukałam? Nie mogę im tego zrobić.
- Muszę wyjść do toalety... przepraszam bardzo.- wstałam z łóżka, zabrałam tylko telefon z szafki nocnej i wyszłam z pokoju.
  Wiadomo po co był mi telefon. Zamknęłam cicho drzwi i ruszyłam w kierunku łazienek. Kiedy już weszłam do jednej z nich, podeszłam bliżej do umywalki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Spuchnięte oczy, zatkany nos, potargane włosy... jest idealnie, bo i tak nie ma różnicy pomiędzy tym, jak wyglądam teraz, a jak bym była nie wiem jak dobrze ogarnięta. Kto by zechciał być z taką dziewczyną, jak ja. Nie wiem dlaczego nawet Michael się ze mną przyjaźni... jestem nikim. Kiedyś jeszcze się jakoś trzymałam, a aktualnie... z każdym dniem jest coraz gorzej. Z każdym dniem. Wstawanie rano i ta świadomość, że musisz przeżyć kolejny, równie monotonny i ciężki dzień... nie, to jest najgorsze. Jeszcze żeby było dla kogo żyć, to bym zrozumiała... ale ja się czasami zastanawiam, czy ktoś mnie potrzebuje na tym świecie. Owszem, jest mama, która bardzo dużo pracuje, jednakże jest. Tatę mam za granicą także w pracy, widzimy się może raz na... 3-4 miesiące. Mam też dwie siostry, 7 letnią Sarah i 20 letnią Lauren, oraz brata, 17 letniego Dominica. Mieszkamy razem z rodzeństem i mamą w dużym domu na obrzeżach miasta. Gdyby nie oni i Michael, nie byłoby mnie już tutaj. Już dawno skończyłabym ze sobą, ale mam świadomość tego, co by się stało, gdyby się się dowiedzieli, że nie żyję. Nie mogłabym im tego zrobić, można powiedzieć, że walczę dla nich. Wracając do mnie i aktualnej chwili, przemyłam twarz zimną wodą. Wzięłam w rękę mój telefon i delikatnie zdjęłam etui, ku mojemu zdziwieniu, nie było tam ani jednej żyletki. Ani jednej! Przecież nigdzie ich nie zostawiłam, zawsze je tam trzymałam. Nie mogłam ich zgubić! Zaczęłam panikować czując narastającą potrzebę zrobienia sobie nowej rany. Najgorsze jest to, że nie mogłam tej potrzeby zaspokoić. To jest silniejsze ode mnie, cholera?! Zaczęłam pośpiesznie chodzić po kabinach prysznicowych i toaletach w poszukiwaniu czegokolwiek ostrego. Wystającej kafelki, odłamku lustra, czegokolwiek. Nigdzie żadnej ostrej rzeczy, nie wyrobię. Oparłam się o ścianę plecami i zjechałam po niej do pozycji siedzącej, głowę oparłam o kolana. Zamknęłam oczy i gdyby nie pewien odgłos, zasnęłabym tam. Do moich uszu dobiegł głośny, załamujący się krzyk dziewczyny. Po moim ciele przeszły dreszcze, ocknęłam się zaniepokojona. Byłam w takim szoku, że bałam się nawet wstać. ,,Krzyk jak z horroru" aż mi się przypomniały słowa Natalie. Zgadzały się w 100%. Krzyk, miejsce, a nawet atmosfera. Przecież ja cholernie boję się horrorów! Nagle słyszę płacz, znowu krzyk, trzask drewna. Co tu się wyrabia!? Nie chcę tu być! Zabierzcie mnie stąd! Teraz słyszę kroki, a raczej bieg. Ktoś biegnie do mnie!? Boję się wiedzieć czy to ktoś z pseudo lekarzy, czy ta dziewczyna... Drzwi łazienki szybko się otworzyły, a do środka wbiegła przestraszona Natalie.
- Jodie! Szybko, podnoś się. Nie mamy dużo czasu. Musimy szybko dostać się do pokoju! Ruchy!
  Wstałam, kiedy ona złapała mnie za rękę. Zanim wyszłyśmy, Natie obejrzała się w obie strony korytarza.
- Ok. Nikt nie idzie. Teraz się nie zatrzymuj. Biegnij jak najszybciej do pokoju, rozumiesz?
  Kiwnęłam szybko głową i w tej samej chwili wybiegłyśmy z łazienki. Biegłyśmy, nie obracając się za siebie. Dobrze, że 313 nie był bardzo oddalony od toalet. Weszłyśmy do pokoju zatrzaskując drzwi. Vic siedziała na łóżku, lecz zerwała się na równe nogi.
- Kładź się. Nie ma czasu. Zaraz pogadamy. Mam nadzieję...- rzuciła i cała nasza trójka wskoczyła do swoich łóżek.
  Zdążyłam usłyszeć kolejny trzask drzwi. Tym razem drzwi wejściowych, do korytarza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam, witam. Nowy rozdział? Właśnie tak. Ostatnio bardzo szybko idzie mi pisanie, także można się spodziewać kolejnego rozdziału już niedługo. Muszę napisać kilka rozdziałów na zapas, gdyż planuję wyjazd na wakcje, a tam nie zapowiada się na czas wolny. Poza tym trzeba korzystać z weny, która mi dopisuje. Już teraz, od razu zabieram się za pisanie dalej.
Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem oraz czekam na następne :)
Odsyłam was także do ankiety znajdującej się gdzieś tutaj po boku ------------------->
Do kolejnego rozdziału ❤

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 6 - JA UMARŁAM!

5 komentarzy // Dodaj komentarz (+)
Przekroczyłyśmy próg pokoju 313, czyli naszego małego mieszkanka. Rzuciłam ubrania, jednak dziewczyny zaproponowały mi zajrzeć pod łóżko, w poszukiwaniu kosza na pranie. Kucnęłam i schyliłam się,  a gdy moim oczom ukazało się białe, rozkładane pudełko,  położyłam się na podłodze i wczołgałam, by je sięgnąć. Wyciągnęłam koszyk i rozłożyłam, po czym wsadziłam do niego moje dzisiejsze ubrania i bieliznę. Odstawiłam go koło szafy tak, aby nikomu nie przeszkadzał i usiadłam na łóżku. Wzięłam apteczkę, by założyć bandaże i resztę opatrunku. Otworzyłam ją i wyciągnęłam po dwa gaziki, dwa bandaże i plastry. Kiedy już skończyłam zawijać ręce, zakleiłam plasterki na dwóch palcach prawej ręki i na jednym łokciu- podczas prysznica rozcięłam się jednym z kafelek na ścianie. Odłożyłam apteczkę na jej miejsce i ułożyłam się na łóżku. Wzięłam do ręki mój telefon i sprawdziłam, czy Michael nie dzwonił. Myliłam się, gdyż nie miałam ani jednego nieodebranego połączenia. Znowu spojrzałam na moje zdjęcie z najlepszym przyjacielem i przejechałam palcem po ekranie telefonu. Zacisnęłam mocno powieki, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Nikt nie był w stanie mi pomóc. Nagle poczułam, że ktoś usiadł na łóżku, tuż obok mnie. Otworzyłam oczy i nie zobaczyłam nikogo innego, jak Natalie. Położyła rękę na moim ramieniu i uśmiechnęła się do mnie, tyn samym dodając mi otuchy. Poczułam, że do moich oczu ponownie napływają łzy. Popatrzyłam się na Natalie, po czym rzuciłam jej się na szyję. Gdy ta odwzajemniła uścisk, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Natie nie zamierzała mnie puścić, a ja zostałam w jej szczelnym uścisku.
- Teraz nie mam nikogo... Ani Michaela, ani Suzanny!- zaczęłam głośniej szlochać,  a ona tylko pogłębiła uścisk.
- Myślisz, że jest ci w stanie ktokolwiek pomóc?- zapytała.
- T-tylko on.- wytarłam policzek.- Tylko on byłby w stanie mi pomóc.
- To.. On?- zapytała wskazując na nasze zdjęcie.
- Tak, Michael, mój najlepszy przyjaciel. Tylko on był w stanie mnie zrozumieć, tylko on.
  Przez chwilę patrzyła na moją tapetę, po czym z troską zwróciła się do mnie.
- Jak będziesz gotowa... Będziesz mogła... Wiedz, że możesz mi zaufać, tutaj przyda ci się zaufanie. Wiem, że to przyjdzie z czasem...
- Dziękuję Ci- przerwałam jej.- Za wszystko.
  Otarłam łzy i poprawiłam się. Starałam się nie patrzeć na nią, moje oczy były skierowane na dłonie. Wiedziałam, że nie odpuści, dlatego spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się. W jej oczach można było dostrzec troskę i spokój.
- Dobranoc.- odpowiedziała, po czym odeszła kładąc się na swoim łóżku.
- Dobranoc.- odpowiedziałam zawijając się kołdrą w tak zwany kokon. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Czułam, że są spuchnięte od płaczu. Z każdą chwilą stawały się coraz cięższe. Czułam to, pomimo tego, że nie były one otwarte. W głowie miałam wiele myśli, było ich tyle, że nie byłam w stanie zauważyć tego, że zasnęłam. Tak, od dłuższego czasu bezsenności, ja Jodie zasnęłam. Czyżby to oznaczało jakiś progress w moim życiu? Wątpię. Czy to miejsce mi pomoże? Wątpię, znowu. Czy ja jeszcze kiedyś będę normalna i będę mogła żyć, jak reszta nastolatek w moim wieku? Hmm... wątpię, nikt się nie spodziewał takiej odpowiedzi, nikt.
"...Byłam w lodziarni koło plaży, kupowałam desery lodowe dla siebie i kogoś jeszcze.
- Trzy razy deser lodowy. Czekoladowy, owocowy i orzechowy. Podać coś jeszcze?- zapytała młoda dziewczyna na kasie.
- Nie, dziękuję. 
 Zabrałam tacę z trzema kielichami i wyszłam z lodziarni.  Obejrzałam się, ale ruszyłam prosto przed siebie. Szłam, gdy nagle zobaczyłam moich przyjaciół. Michaela i... Suzannę! Żyjącą Suzannę! Podbiegłam do nich, odstawiłam desery  i rzuciłam się przyjaciółce na szyję.
- Suzanna! Kocham Cię!
- Ojej.- zaśmiała się. Ja wiem, ale nie musisz tego okazywać całej plaży. Co Cię wzięło na takie wyznania?
  Michael siedział i patrzył na nas wesoły.
- Nie zapominaj tego, nigdy! Proszę Cię, obiecaj!
- Obiecuję... Ja ciebię też kocham.
  Nagle poczułam, że robi się znacznie zimniej. Zawiał wiatr,  który zmiótł nasze lody i... razem z nim rozpłynęła się Suzanna!
- Co jest do cholery?! Suzanna? Suzanna!
  Gdy z plaży zrobiło się jezioro, poczułam narastającą panikę. Nad jeziorem przecież... ZGINĘŁA!
Do moich uszu dobiegł donośny krzyk dziewczyny i chlapanie wody.
- Pomocy! Ratu...nku! Tutaj!- t-to była Suzanna. Ona... Ona tonęła!
  Szybko skierowałam się w stronę krzyków. Dostrzegłam ją topiącą się. Byłam za daleko, żeby jej pomóc. Płakałam i krzyczałam wołając o pomoc. Wiedziałam, że ona umiera!
- Niech jej ktoś pomoże, ludzie! Ruszcie się do cholery jasnej!
  Na brzegu stała masa ludzi, którzy tylko oglądali. Nikt nie rzucił się jej na pomoc. Stali i patrzyli, jak ona umiera. Krzyczałam, jak najgłośniej potrafiłam, ale nikt mnie nie słyszał. Suzanna była już cała pod wodą, a na jej miejscu pojawił się wulkan pękających bąbelków z powietrzem.
  Stałam tam i patrzyłam zapłakana. Nie mogłam się ani ruszyć, ani nic powiedzieć.
- Czemu nikt mi nie pomógł?! Ja umarłam! W cierpieniu! Ja umarłam! Ludzie się patrzyli zamiast mi pomóc! JA UMARŁAM! "

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Halo alo! Łapcie już 6 rozdział. Na początek wyjaśnienia, a mianowicie- czemu tak długo nie było rozdziału? Halo halo? Co się dzieje?
Rozdział byłby znacznie wcześniej gdyby nie trzy rzeczy:
- przez cały lipiec byłam na wyjazdach, gdzie nie było czasu na pisanie rozdziału
- zdecydowanie brak weny i ciekawego tematu na kolejny rozdział
- i teraz najlepsze, ten rozdział był przepisywany 3 razy. Za pierwszym razem, gdy go pisałam blogger postanowił, że rozdział się nie zapisze. Tak więc zrobił i post się usunął :) za drugim razem przypadkowo opublikowałam niedokończony rozdział i w pośpiechu go usunęłam. No i trzeci raz jest teraz, gdy jestem na tydzień w domu i miałam możliwość napisania rozdziału.
  Kolejny rozdział 7 jest w trakcie pisania, lecz nie mam pojęcia, kiedy się pojawi.
  Dziękuję za czytanie oraz komentowanie. Czekam na wiecej! 
Do kolejnego rozdziału, miłych wakacji ❤
Layout by E(L)MO ღ